Gdyby entuzjazm i energia, które towarzyszyła powstaniu organizacji UNESCO zaraz po drugiej wojnie i budowie jej siedziby w 1958 roku utrzymały się do dzisiaj, nie byłoby zniczy pod francuską ambasadą. Oba budynki to polityczne symbole pojednania i tolerancji, który łączy ze sobą coś więcej niż tylko ich twórca.
Bernard Louis Zehrfuss zdobył sławę dzięki udziałowi w spektakularnym projekcie u boku starszych kolegów. Główną kwaterę UNESCO zaprojektował do spółki z pierwszym uczniem Bauhausu, węgierskim kosmopolitą Marcelem Breuerem i włoskim innowatorem w dziedzinie konstrukcji betonowych Pier-Luigim Nervim. W 1958 roku oddano do użytku biurowiec ich autorstwa, który, choć nieco przykurzony, pełni swoją funkcję do dziś. Podziwiany przez fanów modernizmu stoi przy Placu Fontenoy w Paryżu. Ma trzy fasady wygięte jak bumerang i trzy szczyty podparte na betonowych nogach niczym komody. Po tylu latach jego blask nieco przygasł, ale brutalne rysy nic a nic się nie zestarzały.
Łagodniejszą, ale bardziej futurystyczną formę ma warszawskie dzieło Zehrfussa, zbudowane w 1971 roku. Ambasada Francji zdaje się być zawieszona na masywnych stalowych nogach pająka łypiącego na nielicznych przechodniów dziesiątkami owadzich oczu. To zaokrąglone okna w panelach z aluminiowego żeliwa robiły takie wrażenie. Ale większe wywoływał wiszący dach rozpięty na stalowych linach nad placem pomiędzy budynkami.
Warszawiacy nie byli wtedy gotowi na tak odważną architekturę, śmiali się z niej, przezywali bunkrem, albo puszką konserwy. Socjalistyczne władze choć doceniały industrialne aspekty w projektach Zehrfussa, pamiętały mu, że od 1943 roku budował we francuskich koloniach, czyli popierał imperializm, za co został nagrodzony posadą głównego architekta budynków publicznych po powrocie do Francji w 1953 roku.
Ale jak tu się wtrącać w projekt budynku, pod którego kamień węgielny wkopał sam Charles de Gaulle? Towarzysz Gomułka z honorami gościł wtedy przedstawiciela Francji w Warszawie, bo ten opowiadał się na forum międzynarodowym za nienaruszalnością polskich granic. Budowa ambasady stała się, może trochę za bardzo wybiegającym w przyszłość formą, ale jednak symbolem ocieplenia stosunków między oboma krajami.
Dziś gmach jest punktem obowiązkowym wycieczek szlakiem modernistycznych perełek Warszawy. Stoi przy zielonej i spokojnej Pięknej 1, na tyłach budynków parlamentu przy Wiejskiej, tuż obok Parku Ujazdowskiego. I tak jak trzydzieści lat temu budził drwinę, tak dziś zachwyca nietuzinkową bryłą.
Odmłodniał nieco w 2004 roku po gruntownej renowacji i modernizacji. Architekt Jean-Philippe Pargade mocno zużyty daszek na linach zastąpił szklanym atrium łączącym budynki. Usunął tony azbestowej izolacji, zdjął aluminiowe moduły do czyszczenia i na najniższej kondygnacji już ich nie założył. Dzięki temu doświetlił recepcję, cały parter i otworzył je na zieleń wokół. Zmienił wizerunek budynku tak, by symbolizował nowoczesną i otwartą Republikę Francuską.
„Ponieważ wojny rodzą się w umysłach ludzi, również w ich umysłach powinny być zwalczane” napisano w listopadzie 1945 roku w preambule aktu założycielskiego Organizacji Narodów Zjednoczonych dla Wychowania, Nauki i Kultury. W świecie świeżo pamiętającym okropieństwa wojny idee UNESCO były akceptowane powszechnie. Na rozwijanie kultury pokoju, poprzez dialog między narodami, ale też na budowę siedziby organizacji w Paryżu skwapliwie płaciły składki niemal wszystkie kraje świata.
Z czego dziś znana jest UNESCO poza Listą światowego dziedzictwa? A czy ktoś słyszał o programie dialogu euro-arabskiego, który organizacja promuje od piętnastu lat? W Polsce słyszało całkiem sporo, w tym roku dokładnie 166 nauczycieli, którzy wzięli udział w warsztatach edukacji międzykulturowej. Co znaczy, że o świecie arabskim dowie się przynajmniej kilka tysięcy uczniów szkół ponadpodstawowych. Jednak programy UNESCO na świecie są redukowane, bo od dwóch lat organizacja funkcjonuje bez ćwierci swojego budżetu. Odkąd w roli obserwatora została przyjęta do organizacji Palestyna, płacenia składek odmówiły Stany Zjednoczone i Izrael.
Jeśli te kraje uważają, że same lepiej umieją realizować postulaty UNESCO, niech spojrzą na francuskie ambasady. Pod wieloma wciąż palą się znicze.