W 1938 roku Mies wyjechał do Stanów, żeby objąć posadę profesora wydziału architektury w chicagowskim Illinois Institute of Technology. Nie mógł znieść, że w jego kraju o rozwoju architektury decyduje austriacki malarz landszaftów. Na poprzedzające wyjazd jedenaście lat zaszył się w małej mieścinie, znanej od XVII wieku z tkania jedwabiu. Dziś nigdzie indziej na świecie nie zobaczysz tylu jego budynków na kilometr kwadratowy.
W nadreńskim Krefeld, niedaleko granicy holenderskiej Ludwig Mies van den Rohe spotkał przedsiębiorców, którzy poznali się na jego talencie i pozwolili mu rozwinąć skrzydła. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby do Krefeld nie trafił. Był już po czterdziestce, miał ugruntowaną opinię wizjonera, ale i szufladę pełną niezrealizowanych projektów drapaczy chmur ze stali, szkła i betonu. Chwilę wcześniej rozstał się z matką trzech swoich córek Adą Bruhn i związał z Lilly Reich projektantką odzieży i mebli, którą poznał w Deutcher Werkbund.
Trwała słynna wystawa mieszkaniowa w Weißenhof, której Mies był szefem artystycznym, gdy zwrócił się do niego Hermann Lange, zarządzający tkalnią jedwabiu w Krefeld. To na jego zlecenie razem z Lilly Reich jesienią 1927 roku Mies pokazał na wystawie w Berlinie Kawiarnię Jedwab i Aksamit. Zawieszonymi na metalowych rurach tkaninami Mies i Reich podzielili stoisko na strefy i urządzili modernistycznymi meblami własnego autorstwa.
Projekt zdobył nagrodę Niemieckiego Związku Tkaczy Jedwabiu, w którego zarządzie zasiadał Hermann Lange. Jak się później okazało, ten kolekcjoner sztuki nowoczesnej z rozległymi kontaktami w Berlinie, użył swoich wpływów, by w czerwcu 1928 roku twórczy duet dostał zlecenie na zaprojektowanie pawilonu dla niemieckiego przemysłu jedwabnego na wystawę Światową w Barcelonie, znanego dziś jako Pawilon barceloński.
W tym czasie Ludwig Mies nadzorował budowę dwóch willi na sąsiadujących ze sobą działkach należących do Hermanna Lange i Josefa Estersa, przyjaciół trzęsących przemysłem w Krefeld. Projekt domów był podobny do ukończonej właśnie pierwszej modernistycznej willi, zaprojektowanej przez niego dla rodziny Wolfów, fabrykantów działających w Gubinie. Po latach architekt tłumaczył się z tego podobieństwa, obwiniając zleceniodawców o zachowawczość. „Chciałem użyć znacznie więcej szkła w tych budynkach, ale klienci się na to nie zgodzili.”
Przedsiębiorcy byli zadowoleni więc zlecenia sypały się dalej. Mies zaprojektował jeszcze m.in. budynki biurowe i fabryczne dla tkalni oraz dom dla syna Hermanna Lange, Ulricha i, równie przełomowy co pawilon barceloński, budynek klubu golfowego w Krefeld. Dwóch ostatnich nie udało się zrealizować z powodu Wielkiego kryzysu.
Na niepublikowane szkice klubu golfowego trafiła kilka lat temu w nowojorskiej MoMA'ie historyk sztuki Christiane Lange, prawnuczka zleceniodawcy budynku. Postanowiła wykorzystać nastroje mieszkańców Krefeld, myślących o swoim mieście jak o mekce wyznawców geniuszu sławnego Miesa, i zbudować model budynku w skali 1:1, by udostępnić go zwiedzającym.
Realizację projektu powierzyła belgijskiemu architektowi Paulowi Robbrechtowi. Jego kompetencje potwierdziło trzy lata później jury europejskiego konkursu o nagrodę Miesa van der Rohe umieszczając w finale jego projekt hali targowej w historycznym centrum Gandawy.
Sukcesu medialnego Krefeld pozazdrościli Gubinianie i postanowili przypomnieć o kluczowym dziele architekta w swoim mieście. W miejscu częściowo spalonego w ostatnich miesiącach wojny, a potem rozebranego przez przesiedleńców domu Ericha Wolfa, zbudowanego w 1926 roku według projektu Miesa, najpierw posadzili żywopłot na obrysie fundamentów, a teraz zastanawiają się nad jego odbudową.
Kilkanaście dni temu władze Gubina wraz z gronem niemieckich historyków i architektów uradziły, że willa zostanie odbudowana na rocznicę powstania Bauhausu w 2019 roku.
Czy nie byłoby miło?