Wejście w XX wiek z maszyną parową, elektrycznością, samochodem, samolotem i telefonem bardzo zmieniło myślenie o przyszłości miast. Dotąd wizje urbanistyczne opierały się raczej na antycznych wzorcach, teraz zaczynała się era, która wymagała nowych środków wyrazu. Zwłaszcza, że architektura dostała technicznego kopa w postaci paru wynalazków. Zbrojony beton pomógł ludziom uwierzyć, że mogą dowolnie kreować świat.
Futuryści zachłystywali się nowoczesnością – miastem, masą i maszyną, jak ujął to po latach poeta Tadeusz Peiper. Zupełnie odrzucali tradycję, twierdzili, że od przodków niczego nie można się nauczyć. Działali dynamicznie, żyli szybko. Antonio Sant'Elia – zaledwie 28 lat. Zanim poległ na I wojnie w 1916 roku zdążył urodzić się na północy Włoch i tam uczęszczać do technikum budowlanego, potem studiować architekturę i sztukę w Bolonii i Mediolanie, żeby w wieku 24 lat założyć własne studio architektoniczne. Był cenionym kreślarzem, z głową pełną pomysłów, przegrywającym wszystkie konkursy. Według jego projektu powstał tylko jeden dom, jednak szuflady miał pełne śmiałych szkiców i notatek, które zdecydował się opublikować.
Zafascynowany austriackim prekursorem modernizmu Adolfem Loosem i rosnącą wzwyż Ameryką, znaną mu tylko z gazet, postanowił zaprojektować nowy Mediolan jako model miasta przyszłości. Rysował go i opisywał przez dwa lata i pokazał w maju 1914 roku w katalogu wystawy mediolańskiej grupy Nuove Tendenze.
Wymyślił miasta dla zmechanizowanego społeczeństwa, które tak opisywał w swoim manifeście. „Dom z cementu, szkła i żelaza, a bez malarstwa i rzeźby, zdobny jedynie w przyrodzone mu piękno linii i form, niezmiernie „brzydki” w swej mechanicznej prostocie, tak wysoki i szeroki jak potrzeba, a nie jak nakazują przepisy budowlane; ów dom musi się wznosić nad skrajem hałaśliwej przepaści ulicy, która nie rozpościera się już jak dywan, na poziomie budki portiera, lecz kanalizując ruch uliczny metropolii, wdziera się w głąb ziemi wieloma poziomami, które łączą ze sobą metalowe kładki i szybkobieżne ruchome schody.”
Antonio narysował nadziemną kolej miejską na długo zanim Nowy Jork zaczął o niej debatować; tarasowo opadające wieżowce, gdy w Ameryce budowało się jeszcze strzeliście i lotnisko na dachu dworca kolejowego, czego nikt jeszcze nie dokonał. Bo jak twierdził „Wszystko musi być zrewolucjonizowane. Dachy trzeba wykorzystać, a dla suteren znaleźć właściwe zastosowanie, trzeba też pomniejszyć znaczenie fasady; problemy dobrego smaku przenieść należy z dziedziny poszczególnych profili, kapitelików czy okienek w znacznie ważniejszą sferę wielkich kompozycji brył, przeprowadzonej z rozmachem dyspozycji planów.”
Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Jego oryginalne brutalne kanty wczesnego modernizmu mijają się jeszcze gdzieniegdzie z secesyjnymi obłościami. Zewnętrzne szyby windowe do złudzenia przypominają przypory gotyckich katedr. A bryły bloków ze schodkowymi tarasami – zigguraty ze starożytnej Mezopotamii. Ale wszystko to połączone niezliczoną ilością mostków i kolejek linowych przerzucających pasażerów pomiędzy wieloma piętrami środków komunikacji nawet dziś wygląda awangardowo. Budynek mieszkalny stawał się u Sant'Elii wielopoziomowym skrzyżowaniem dróg, z holami wielkimi jak dworcowe, atriami na dzieści pięter i windami prowadzącymi do chyba całkiem jasnych mieszkań.
La Citta Nuova, choć nigdy nie powstało, było przez lata inspiracją dla wielu. Projekt opublikowano w prasie wraz z kolejnym manifestem grupy włoskich futurystów, więc rozszedł się po głodnej zmian Europie lotem błyskawicy. Piorunem strzelił w rosyjskich konstruktywistów, ugodził szwajcarskiego wizjonera w okrągłych okularach, Le Corbusiera, gdy jako młodzieniec podróżował po Europie, wreszcie stał się inspiracją dla współtwórcy niemieckiego ekspresjonizmu Fritza Langa do stworzenia filmu Metropolis. Wiele lat później do czerpania z Antonio Sant'Elii przyznawali się także Ridley Scott przy tworzeniu filmu Łowcy androidów i słynni architekci Helmut Jahn czy John Portman.
Wizje Sant'Elii nie dają spokoju także amatorom wizualizacji. W sieci roi się od renderów jego Miasta Nowego, a pewnie ich przybędzie, bo zbliża się rocznica śmierci włoskiego architekta. Zdecydowanie wyróżniają się prace londyńskiego studia Atkinson+CO, które La Citta Nuova postanowiło ustawić w swoim mieście. Na nich budynki Włocha zupełnie nie szokują, nie zaskakują swoim wizjonerstwem. Mało tego, wyglądają jakby stały tu od dekad.