W Paryżu zostaje 37 procent wszystkich imigrantów przybywających do kraju. To co piąty mieszkaniec stolicy, a pośród paryżan do dwudziestego roku życia ponad czterdzieści procent ma rodzica urodzonego poza Francją.
Największe emigracje po drugiej wojnie to ludność byłych koloni, przeważali Algierczycy, bo mieli najbliżej. Wkrótce dołączyły do nich inne narody afrykańskie i arabskie. Dziś w Paryżu mieszka prawie dwa miliony muzułmanów i trzysta tysięcy żydów. Taką mieszanką nie wolno potrząsać, bo łatwo zamienia się w koktajl Mołotowa.
Dzielnice Paryża układają się w kształt spirali. Im dalej od Sekwany, tym ciemniej na ulicach. Boisko jest sto metrów od placu Pigalle, dawnego serca „dzielnicy czerwonych latarni” w Dziewiątej dzielnicy. Bardzo głośna na początku tego roku, redakcja Charlie Hebdo mieści się na granicy Trzeciej i Jedenastej, elegantszych, leżących bliżej Sekwany. Jak pokazuje ten przykład, poziom szacunku do innych kultur i dialogu z nimi jest w tych miejscach odwrotnie proporcjonalny.
Lej po plombie przy Rue Duperré siedem lat temu zawłaszczyli lokalsi za sprawą Stéphane Ashpoola, chłopaka, który dorastał w okolicy. Zamiast gapić się na dziwki i alfonsów, tłukących się w bramach, albo przystać do któregoś z młodocianych gangów, wolał celować do kosza. Ashpool przekonał właściciela gruntu, a potem producenta ciuchów sportowych, by pomogli mu urządzić tam boisko.
W tym roku, żeby je ulepszyć i odmalować nie musiał prosić nikogo. Jest właścicielem marki ciuchów Pigalle, coraz chętniej noszonych w Paryżu.
Do rewitalizacji wynajął skejtów z sąsiedztwa, multimedialną grupę o zacięciu artystycznym. Ill-Studio projektują ciuchy, wydawnictwa, kręcą klipy reklamowe, pracują dla takich szych jak Louis Vuitton, Lacoste i Nike, a jeszcze mają czas i ochotę na własne niekomercyjne projekty, albo zlecenia od kumpla z dzielni.
Panowie z Ill-Studio zainspirowali się mało znanym obrazem rosyjskiego malarza polskiego pochodzenia Kazimierza Malewicza. To dzieło artysta popełnił zaraz po wyjeździe z Warszawy. Był wtedy guru całej malarskiej Europy, miał na koncie awangardowy „Czarny kwadrat” i program nowego kierunku w sztuce – suprematyzmu, zakładającego całkowite zerwanie z odwzorowywaniem rzeczywistości. Jednak oskarżenie o szpiegostwo po powrocie z Polski i Niemiec oraz pobyt w leningradzkim więzieniu przytępiły nieco jego artystyczną śmiałość. Wprowadził do swoich prac elementy rustykalne i socrealistyczne, ale niewiele to dało, do śmierci pozostał w niełasce władzy radzieckiej.
– „Sportowcy” są jednym z naszych ulubionych obrazów wszech czasów – zwierzyli się artyści z Ill-Studio magazynowi artnet. Ten prawie nieznany, figuratywny obraz Malewicza przypomina trochę mondrianowskie kwadraty nałożone na schematyczne postaci. Na ścianach boiska kolorowe aple wyglądają jak trybuny obwieszone flagami mniejszości narodowych Paryża. Może dzięki tak jaskrawo podkreślonej różnorodności, każdy „obcy” czuje się tu jak u siebie.
Chociaż boisko nie jest wymiarowe, a na środku wyrastają schody, wykonane jest zgodnie z kanonami sztuki. Nawierzchnię wylano z pochłaniającego dźwięki gumowego granulatu EPDM, tablice koszy – z pleksiglasu, a stalowe słupy dla bezpieczeństwa obłożone są pianką.
Ten placyk to drobny gest sąsiedzki człowieka, który wychował się w tym tyglu kulturowym i mu się powiodło. Przyznaje, że czerpie z tej różnorodności garściami projektując swoje kolekcje ubrań sprzedawanych w sklepie naprzeciwko. Dla wielu kolorowych dzieciaków z okolicy, których trenuje i organizuje im turnieje, jest pewnie jedynym, od którego coś dostali. Choć to tylko szansa na wspólną aktywność i asymilację.
Ale dzielnica Pigalle w centrum miasta to nie imigranckie przepełnione getta na obrzeżach, gdzie przyjezdni nie mają się z kim integrować, bo rodowici Francuzi dawno stamtąd uciekli. Wieloletni bezwład władzy wynika z tego, że francuskie społeczeństwo wciąż nie może się zdecydować czy być dla obcych złym policjantem, czy dobrym Stéphanem Ashpoolem.
Zdjęcie na górze strony © Rafael Ruiz Casares