Materiał rozpoczyna rzeczowy opis pióra Marcina Sadowskiego z Jems, współautora zespołu budynków przy Grunwaldzkiej. Tłumaczy, że starali się stworzyć kompleks skomponowany z wizualnie autonomicznych części, z których na razie została zbudowana tylko jedna.
Trudno przez to ocenić projekt Andrzejowi Bulandzie. Ale wydaje opinię. Chwali za „jak zwykle u Jemsów” „autorski, przemyślany detal doprowadzony do perfekcji”, „wysoki kunszt detalu fasad”, za „bezkompromisowe dążenie do zbudowania prostego, optymalnego schematu funkcjonalnego”, za „opanowanie detalu, kreatywność i twórczą powściągliwość w stosowaniu środków wyrazu”. Martwi się tylko za najemcę, czy wnętrza nie są dla niego za surowe i za mało przyjazne, a estetyka – zbyt zdecydowana.
Tomasz Głowacki nie podziela tych obaw. Jego zdaniem „surowość wnętrza miesza się z jego elegancją, łamiąc sztywność i blichtr korporacyjnej estetyki”. O fasadzie wyraża się jeszcze celniej „budynek ma dwie twarze: poważną, z pasów szkła, podkreślającą granice quasi-kwartału i prywatności przyszłego kompleksu biurowego, drugą swobodną, kubistycznie rzeźbiarską”. – Jemsi wciąż trzymają klasę – podsumowuje.Mimo drobnych nieścisłości materiał jest niezłym kompendium wiedzy o biurowcu. Przeczytać warto, a zobaczyć znakomite zdjęcia Juliusza Sokołowskiego trzeba koniecznie.Wkrótce opublikujemy ich więcej.