Ta przestrzeń była do niedawna wrzodem na tyłku Kopenhagi. W gęsto zabudowanym centrum miasta, którego od trzystu lat nie dotknął żaden kataklizm, skrawek niezabudowanego terenu to skarb. A ten był brudny i zaniedbany, przez co omijany przez szanujących się obywateli.
O zieleń w tym miejscu walczył latami Ferdinand Meldahl, dziewiętnastowieczny piewca historyzmu w architekturze Danii. Chciał, by mury obronne zastąpić pierścieniem parków, na wzór wiedeńskiej Ringstraße. Po stu latach kopenhażanie postanowili wrócić do tego pomysłu i rozpisali konkurs. Architekci z COBE wygrali, bo nie wymyślili niczego, czego nie było tu w przeszłości. Mądrzej i ładniej to tylko poukładali.
Plac Izraelski leży w śródmieściu, otoczony zwartymi pierzejami kamienic sprzed stu i więcej lat. Tuż obok jest stacja Port Północ i piętnastowieczny Uniwersytet Kopenhaskiego, przecznicę dalej – jedno z Jezior, nad którymi spacerują i biegają kopenhażanie.
Od północy jest targiem, który był tu najpierwszy. Dwie hale otoczone platanami, przypominające kształtem namioty festiwalowe, tyle że ze szkła i stali. Torvehallerne, zaprojektowany przez Hansa Petera Hagene i zbudowany w 2011 roku, twierdzi o sobie, że jest największym i najlepszym targiem w mieście.
Kiedyś wybór był większy, bo i targ większy. Podłużny plac po rozebranych murach przekupnie zajęły w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Towar na stoiska dostarczano niemal wprost ze statków cumujących w największym porcie Danii. Kopenhaga to dosłownie „Port Kupiecki”. Miasto założyli Wikingowie jako przyportowe targowisko, więc handel ma tu długie tradycje.
Od właściwego placu targ dzieli szeroka ulica, na której namalowano tylko linie rozdzielające pasy dla aut i rowerów. Zeber nie ma, żeby w dowolnym miejscu można było przejść przez jezdnię i zapakować zakupy na rower przypięty na dużym parkingu. Nieliczne auta mieszczą się w garażu pod placem, bo na powierzchni miały już swoje pięć minut.
Kiedyś było tu jak u nas, bogactwo kupców przejawiało się w posiadaniu automobilów. Zaczęły rozpychać się na bazarze w latach dwudziestych, pod koniec pięćdziesiątych, kiedy targ przeniesiono do innej dzielnicy, zawładnęły nim niepodzielnie.
Złote lata duńskiego automobilizmu zakończyli z dnia na dzień właściciele kurków z ropą na Półwyspie Arabskim. Uśmiercili parking, któremu kilka lat wcześniej Duńczycy butnie nadali imię Placu Izraelskiego (Jerozolima zrewanżowała się wtedy Placem Duńskim).
Koniec długiego epizodu w życiu placu to także punkt zwrotny w dziejach kraju. Cały naród zgodził się wtedy przestawić na transport szynowy i rowerowy, czyli – z wygodnego zmienić styl życia na zdrowy.
A zatem boisko, a nawet kilka – to kolejne dwie dekady w historii placu. Najpierw otoczone eleganckim, ale za niskim żywopłotem, potem – kilkumetrową siatką, jak wybieg w Zoo.
COBE też postawiło klatkę, ale mniej opresyjną. Ażurowa konstrukcja ochrania, ale nie odgradza. Nawierzchnia boisk rozlewa się za ogrodzenie i wpływa na łagodny rant niecki, zapraszając do odpoczynku po meczu.
Takich stopni do siedzenia na placu jest więcej, nawierzchnia dwóch narożników unosi się jak podrywany wiatrem dywan. Wystarczy usiąść na zagięciu, by cały plac ogarnąć wzrokiem, np. czujnego rodzica.
Sąsiedni Park Ørsted to miejsce z najdłuższą brodą, któremu architekci z COBE postanowili dołożyć jeszcze parę drzew wychodzących na plac. Tak utworzyli łagodne przejście do gęsto obsadzonego drzewami pasa wokół stawu. Nazwisko, którego udzielił temu parkowi Hans Christian Ørsted, duński odkrywca elektromagnetyzmu, działa. Liczne drzewa od półtora wieku przyciągają tu psy, a te właścicieli.
Dawniej nazywany był Psim Placem. Zajmował sześciokrotnie większy teren, miał fontannę i kilka stawów – pamiątek po miejskiej fosie. Na ławkach, jak i dziś, przysiadali kopenhażanie, żeby z dala od zgiełku pomyśleć o czymś miłym.
O czym myślą dziś? Pewnie chwalą architektów z COBE za miejsce w centrum stolicy, gdzie mogą zaspokoić wiele potrzeb tak jak lubią – wygodnie, estetycznie i w niespiesznym tempie. Za to że postawione w konkursie zadanie integracji przestrzeni targowej i parkowej wykonali subtelnie i akuratnie.
Łagodne przenikanie się funkcji oraz historii z nowoczesnością jest kluczem do sukcesu tego projektu. Architekci nie dostali zań dotąd żadnej nagrody, ale mieszkańcy nieprzerwanie głosują na niego nogami.