Śnieżka z Kopciuszka

Opublikowano:
12.29.2021

Jak śnić sen o pięknie, kiedy jest się utytłanym sadzą popychadłem? Nasza stolica, na złość złej macosze vel złej królowej, umiała.

Jak stworzyć miasto idealne? Najlepiej zbudować w szczerym polu jak Lucio Costa i Oscar Niemeyer w sercu Brazylii. Założenie urbanistyczne można wtedy oprzeć na dowolnym kształcie, na przykład symbolicznym kondorze, w głowie umieścić dzielnicę rządową, w korpusie – usługi, handel, sport i kulturę, w skrzydłach – mieszkania, a produkcję pod ogonem, po zawietrznej.Nowoczesnych budynków nie zbijać w kupę jak średniowiecznych kamienic, przeciwnie, oddalić od siebie, dać oddech, odejście do podziwiania, dostęp do światła i zieleni. Wszystko zgrabnie skomunikować, połączyć szerokimi, bezkolizyjnymi arteriami. W tak idealnych warunkach, w jakich brazylijscy architekci budowali stolicę w latach 50., można stworzyć wygodne w użytkowaniu i piękne dzieło sztuki. W innych wypadkach trzeba operować na tkance, która narastała przez wieki. Żeby usprawnić miasto trzeba burzyć i budować od początku. Burzyć, wiśta wio, ale kto na to pójdzie, kto za to zapłaci?

Modernistyczny parlament brazylijskiej stolicy zaprojektowany przez Oscara Niemeyera © MarceloJorge Vieira

Wiele miast w połowie XX wieku, ale Rotterdam i Warszawa najbardziej, miały to szczęście w nieszczęściu, że decyzję o wyburzeniu i samą demolkę zrobił ktoś za nie. Miasto nad Mozą naziści zniszczyli jednym nalotem, miasto nad Wisłą – metodycznie równali z ziemią przez kilka lat. Urbaniści obu metropolii dostali carte blanche, o jakim marzyłby każdy wizjoner. Rotterdam nieźle wykorzystał okazję, wciąż uchodzi za europejski wzorzec miasta. Z jednej strony niderlandzcy urbaniści i architekci mieli łatwiej, wsparci na doświadczonych barkach dziadków stawiających niebosiężne miasta Wschodniego Wybrzeża, ale i pod górkę, bo z każdym właścicielem zagruzowanej działki musieli się cackać.

Ruiny Starego Miasta © Henry N. Cobb

Jak z tym samym wyzwaniem poradziła sobie nasza stolica pisze Grzegorz Piątek w książce, która otarła się o Nike: Najlepsze miasto świata. Rzeczowo i obrazowo przekonuje, że nasi urbaniści też nie wypadli sroce spod ogona. Tylko ich śmiałe pomysły obijały się echem pomiędzy czerwoną cegłą Kremla, miejscowym partyjnym betonem i dnem pustego skarbca kraju wyniszczonego wojną. Nie dało się zrobić Warszawy od nowa, postawić na gruzach idealnej nadwiślańskiej Brasilii, najlepszego miasta świata. Zła Moskwa miała lustereczko i stale sprawdzała, czy gdzieś nie pojawia się piękniejsza od niej.

Międzywojenna Warszawa nie przypominała sielanki z obrazów mistrza Canaletto. Przez wiek zaborów jej reprezentacyjna twarz narosła czyrakami obcych dobudówek, a śródmiejski korpus bezładnie pokrywał się gąszczem wykwitów konkurujących między sobą o światło. Narośle nie wyglądały tak źle od strony nieco jaśniejszych ulic, ale plecy miały brudne, duszne i śmierdzące. Były takie dzielnice, których poza mieszkańcami nikt nie żałował, kiedy Niemcy równali je z ziemią. Sawa, która w latach 30. miała ambicje stać się królewną, dekadę później przypominała brzydkiego kopciucha.

Serce dzielnicy żydowskiej zniszczone w 1943 r. © Henry N. Cobb

Jedno z najbardziej zaniedbanych miast w Europie – lamentowali bywalcy zagranicy. Ale po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku było milion wydatków innych niż stołeczny fejslifting. Ideowców to nie odstraszało, tworzyli koncepcje uczynienia miasta funkcjonalnym, nawet w trakcie okupacji, od 1939 roku na bieżąco poszerzając plany o kolejne zniszczone kwartały, a potem kolaborując z nową władzą, żeby je realizować.

Powstająca Trasa W-Z przy resztkach Zamku Królewskiego, 1947 © Edward Falkowski / Forum


Biuro Odbudowy Stolicy musiało walczyć nie tylko z konserwatorami zabytków, chcących odbudować miasto jeden do jeden, brakami materiałowymi, np. wymyślając technologie budowania z gruzu, ale i z przedsiębiorczymi warszawiakami, którzy wbrew powstającym planom urbanistycznym starali się metodami gospodarczymi przywracać do stanu używalności partery kamienic mające zostać wyburzone. W jakie stroje miał przywdziać się nasz Kopciuszek? Początkowo, trochę siłą rozpędu tworzono nowoczesne kreacje, jak na Zachodzie, ale zaraz władze narzuciły styl, który zaimportowały z wybiegów Związku Radzieckiego. Tak go opisuje Piątek: Na początku lat trzydziestych potępiono tam architekturę modernistycznej awangardy tworzoną przez wierzących komunistów, pragnących przez skrajnie nowoczesne, konstruktywistyczne formy wyrazić ducha rewolucji i przebudować społeczeństwo na nową, kolektywną modłę. Jednak na rozkaz Stalina miała zacząć się wyrażać – paradoksalnie – przez formy tradycyjne, a postępowa miała pozostać tylko „społeczna treść” budynków. Przywódca wiedział, że estetyka awangardy, tak jak abstrakcyjne malarstwo, jest niezrozumiała i wymagająca. Żądał form komunikatywnych, jednoznacznie kojarzących się z prestiżem, a takie można było zaczerpnąć tylko z przeszłości, ewentualnie z repertuaru art déco. Przyszłość miała przypominać przeszłość, internacjonalistyczna ideologia zakładać narodowe kostiumy, a estetyka robotniczej utopii żywić się wzorcami architektury dworskiej, burżuazyjnej czy nawet sakralnej.

Rok 1949 to koniec głównego bohatera książki, Biura Odbudowy Stolicy. Rozwiązanie tej niedocenianej, a nawet znienawidzonej przez warszawiaków za „miastobójstwo”, a marginalizowanej przez władze instytucji zakończyło symbolicznie proces odbudowy miasta. Sen o Warszawie, wygodnym modernistycznym mieście, odważnie śnionym przez młodych bosowców nie ziścił się. Ale spójrzmy na nią dziś, poleca autor, jest miastem wielokrotnie wygodniejszym, zdrowszym i [...] piękniejszym niż kiedykolwiek przedtem.

Grzegorz Piątek, Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-1949, WAB



Arrow icon

Poprzednie wpisy

© 2021 Garvest Sp. z o.o.
Projekt i realizacja: Uniforma
Garvest Sp. z o.o.
ul. Grodziska 8
60-363 Poznań