Według Japońskiego Stowarzyszenia Pokryw Włazów, zrzeszającego trzydziestu dwóch krajowych odlewników, skala zjawiska jest duża. Tylko pięć procent japońskich gmin nie dało się ponieść ogólnonarodowej manii dekorowania dekli. Odlewnie wykonały tysiące wzorów, bo każdy kwartał ulic chce mieć inny i koniecznie w kilku wersjach kolorystycznych.
Pierwsze prymitywne rynsztoki w Japonii pochodzą z czasów, kiedy ludzie chodzili tam jeszcze w skórach i mieszkali w szałasach, czyli ponad dwadzieścia dwa wieki temu. Podziemne kanały zwieńczone pokrywami na poziomie jezdni pojawiły się pod koniec dziewiętnastego wieku, ale też nie były doskonałe. Prawdziwy skok kanalizacyjny dokonał się w Kraju Wschodzącego Słońca (tudzież Kwitnącej Wiśni) dopiero w latach osiemdziesiątych dwudziestego stulecia. Wtedy do podziwianych już na świecie nowoczesnych systemów kanalizacji dużych miast dołączono pipidówki i wsie, zamieszkiwane przez 40 procent społeczeństwa.
Żeby zdobyć akceptację społeczną dla tak kosztownego projektu, w całości schowanego przecież pod ziemią, pewien urzędnik ministerstwa budownictwa postawił na ozdobienie jedynego widocznego elementu – pokrywy włazu. Pomysł chwycił i trzyma do dziś.
Na klapach widnieją tradycyjne symbole, charakterystyczne elementy krajobrazu, miejscowe zabytki i ilustracje lokalnych legend oraz kwiaty, ptaki, samurajowie, gejsze, postacie z teatru japońskiego i popkultury. Odlane w żeliwie wzory pokrywa się ręcznie barwionymi żywicami. Są twardsze i trwalsze od farby, a dodatkowo stanowią powłokę antypoślizgową nawet na mokrej ulicy.
Japońskie pokrywy włazów nie tylko z wierzchu różnią się od reszty świata. Ich stożkowy kształt zapewnia lepsze dopasowanie do otworu i zapobiega stukaniu pod ciężarem przejeżdżających po klapie pojazdów. Japońscy inżynierowie wyposażyli je też w systemy bezpieczeństwa. W czasie powodzi zwykłe żeliwne pokrywy wystrzeliwują w górę pod naporem spiętrzonej w kanałach brei, japońskie, montowane na zawiasach, otwierają się tylko, a kiedy woda opadnie sprężyny ściągają je z powrotem na miejsce.
W Japonii jest mniej więcej tyle pokryw włazów co mieszkańców – 120 milionów. Bo pod ulicą płyną nie tylko ścieki, są też kanały burzowe, kanały na rury z wodą, z gazem, na wiązki przewodów telekomunikacyjnych i elektrycznych. Przykrywające je zdobne wieka zrobiły międzynarodową karierę dzięki licznemu gronu miejscowych fanów, organizujących konkursy, festiwale i wrzucających do sieci miliony zdjęć.
Na temat japońskich kolorowych dekli powstało kilka książek i niezliczone teksty. Powyższy opiera się na artykule Alice Gordenker z Japan Times.