Przygotowania Wrocławia do przewodzenia europejskiej kulturze w 2016 roku idą pełną parą, która z rzadka tylko kieruje się w gwizdek. Hucznie otwarło się przed miesiącem długo oczekiwane Narodowe Forum Muzyki, a w czerwcu – urocze biuro festiwalowe w peerelowskim barze Barbara. Z mniejszym rozgłosem budują się drogi na Nowe Żerniki – modelowe osiedle jak z wystawy mieszkaniowej WuWa z 1929 roku, które mimo szumnych zapowiedzi niestety do przyszłego rok nie powstanie. Na szczęście remont w Hali Stulecia skończył się parę lat wcześniej, a dwa tygodnie temu wpuszczono pierwszych gości do jego sąsiada, Pawilonu Czterech Kopuł.
Pawilon powstał w 1913 roku wyłącznie dzięki uporowi Hansa Poelziga, wybitnego architekta, od kilkunastu lat mieszkającego wtedy we Wrocławiu i szefującego tamtejszej uczelni artystycznej. Stolica Dolnego Śląska przygotowywała się wtenczas do wystawy upamiętniającej setną rocznicę wydarzeń, które stały się symbolami zjednoczenia wielkiego Cesarstwa Niemieckiego.
Architekt miejski Max Berg wznosił już wtedy swoje wiekopomne dzieło, olbrzymią Halę Stulecia, która jednak nie zdołałaby pomieścić wszystkich zaplanowanych na milenijną wystawę eksponatów. Poelzig wpadł na pomysł budowy pawilonu tuż obok, w którym miałaby znaleźć się historyczna część ekspozycji. W 1912 roku naszkicował lekką bryłę na planie kwadratu o czterech kopułach i z rysunkami pod pachą zaczął biegać po rajcach miejskich żebrząc o fundusze. Ugięli się dopiero, gdy do kwesty dołączył jego przyjaciel Max Berg, przekonujący, że budowla Hansa ma mieć o trzy kopuły więcej niż jego gigantyczny „tort”, a będzie kosztować dziesięć razy mniej.
Budowa rozpoczęła się w sierpniu 1912, a w lutym następnego roku antyczna świątynia z żelbetu stała gotowa. Tak jak ponadpółkilometrowej długości pergola, także autorstwa Poelziga, otaczająca od północy Halę Stulecia. Czterokopułowy pawilon wypełniony pamiątkami po wygranych potyczkach wojsk pruskich z Napoleonem, był chętnie odwiedzany przez mieszkańców Breslau. Także podczas kolejnych wystaw, których do wybuchu drugiej wojny zorganizowano tu sporo. Mógł się podobać, bo z jednej strony był na wskroś nowoczesnym budynkiem wystawienniczym, z drugiej miał formę bezpiecznie osadzoną w antyku.
Nietknięty podczas działań wojennych budynek stał się miejscem tylko jednej ważnej polskiej ekspozycji, Wystawy Ziem Odzyskanych w 1948 roku. A potem popadł w zapomnienie. Wyrwała go zeń Wytwórnia Filmów Fabularnych, która w 1954 roku przerobiła go na hale zdjęciowe i studia. Tu powstały „Nóż w wodzie”, „Czterej pancerni” i „Stawka większa niż życie”. Filmowcy wynieśli się, gdy pawilon był już w opłakanym stanie. Liczne przeróbki i wieloletnie „braki remontowe” doprowadziły zabytek do ruiny. W takim stanie, jako część kompleksu Hali Stulecia, został wpisany na listę dziedzictwa kulturalnego UNESCO.
Pieniądze na remont znalazły się parę lat później. Prace rozpoczęto w roku, kiedy Cztery kopuły świętowały swoje stulecie. Szkoda, że tak późno, ale ważniejsza dla wrocławian była inna okazja. Za pięćdziesiąt milionów unijnych i trzydzieści milionów złotych wojewódzkich miasto zyskało obiekt, który w przyszłym roku będzie witał gości Europejskiej Stolicy Kultury.
Odremontowany zabytek przystosowano do potrzeb ekspozycji dwudziestu tysięcy dzieł sztuki współczesnej gromadzonych przez wrocławskie Muzeum Narodowe od czterdziestu lat. Sześć tysięcy metrów kwadratowych powierzchni wystawienniczej we wnętrzach i drugie tyle na trawnikach wokół pawilonu wypełnią prace m.in. Aliny Szapocznikow, Magdaleny Abakanowicz, Władysława Hasiora, Józefa Szajny i Jerzego Lewczyńskiego. Aranżacja zbiorów potrwa do połowy przyszłego roku.
Pawilon zbudowany ze ślepych ścian, tak sto lat temu, jak i dziś, jest idealną przestrzenią wystawienniczą. Pionowe okna w okrągłych wieżach i duże świetliki w pozostałych salach wpuszczają do środka odpowiednią ilość rozproszonego światła. A amfiladowy układ budynku pozwala na linearne ułożenie ekspozycji.
Jedynym co dołożyli od siebie architekci z biura BeMM, które zajęło się restauracją budynku, jest szklany dach nad dawnym dziedzińcem, przez który światła wlewa się trochę zanadto. Z powodu wielkich połaci szyb, opartych na kratownicowej konstrukcji, będą pewnie mrużyć oczy zwiedzający wystawy czasowe i uczestnicy odbywających się tu działań artystycznych.
Może nie jest to najznakomitsze dzieło Hansa Poelziga, ale jedno z niewielu jakie pozostało w Europie po architekcie, który naznaczył modernizm śląską nutą. Człowiek, o którym mówi się, że we wrocławskiej akademii stworzył „Bauhaus przed Bauhausem”, zostawił po sobie w tym mieście absolutnie zjawiskowy budynek biurowo-handlowy z wygiętą w łuk fasadą, który uważany jest za kwintesencję stylu architekta. Można tylko się cieszyć, że znalazły się także środki na przywrócenie światu nieco mniej dopracowanego projektu mistrza, Pawilonu Czterech Kopuł i okazja, żeby gościom z całego świata pokazać w nim polską sztukę.
Zdjęcie na górze strony © Jerzy Dudzik / mmwroclaw.pl