Nazwa tego kompleksu pochodzi od włoskiego wulkanu wygasłego trzysta tysięcy lat temu, dziś porosłego bujną zielenią, zupełnie niebudzącego grozy. Takie właśnie osiedle chcieli zaprojektować dwaj architekci, których dzieliło wszystko, a łączył krytycyzm wobec Le Corbusiera. Wulkan ich pomysłów promieniuje z antycznego amfiteatru.
Po drugiej wojnie Mediolan pilnie potrzebował mieszkań. Urbaniści wskazali północne i zachodnie obrzeża miasta i wyrysowali tam satelitarne ośrodki o pojemności od pięćdziesięciu do ponad stu tysięcy mieszkańców. W 1967 roku biuro AYDE dostało zlecenie na zaprojektowanie osiedla dla proletariuszy w nowopowstałej dzielnicy Gallaratese.
AYDE to spółka, którą kilka lat wcześniej założyli bracia Aymonino oraz przyszły zdobywca nagrody Pritzkera, Aldo Rossi. W czasie, gdy bardziej znany z braci Aymonino – Carlo budował w stolicy mieszkania w duchu modnego wtedy neorealizmu, młodszy o kilka lat Rossi przesiadywał w mediolańskich bibliotekach i głowił się jak manifest tego ruchu ubrać w słowa. Na początku lat 60. Aymonino wykładający w Instytucie Architektury w Wenecji przyjął go na asystenta i pozwolił mu coś zaprojektować.
Carlo Aymonino nasiąknięty architekturą antyczną, nie krył dla niej podziwu. Budynki przy centralnym amfiteatrze wyglądają jakby były przedłużeniem zwężających się ku górze trybun, podpartych od zewnątrz kolumnami jak Koloseum. Kompleks sprawia wrażenie rozczłonkowanej antycznej budowli, złożonej do kupy z kubistycznym szwungiem.
Obaj architekci wsłuchani byli w Saverio Muratoriego, prekursora włoskiej szkoły morfologii miasta, której przykazania można zawęzić do trzech. Budynek i otoczenie nie mogą być projektowane oddzielnie. Dzielnic i kwartałów nie wolno planować w oderwaniu od reszty miasta. Organizm miejski winien być traktowany w ujęciu historycznym, jako spadkobierca wszelkich zachodzących w nim procesów. Aymonino postarał się, by Monte Amiata odziedziczyła jak najwięcej ze spuścizny Cesarstwa Rzymskiego, Rossi czerpał z początków mediolańskiego modernizmu.
Na nieforemnej działce na skrzyżowaniu dróg panowie wyrysowali założenie dość kontrowersyjne, wyglądające z góry jak plakat rosyjskich konstruktywistów. Dwie fasady zwrócili po bożemu na południe, a zaraz za nimi ulokowali centralny plac z amfiteatrem, którego promień wyznaczył osie pozostałych budynków. Rossi zaprojektował najdłuższy, prawie dwustumetrowy, Aymonino resztę.
Każdy jest innej wysokości, każdy ma inne okna, balkony, loggie, tarasy, galerie, podcienie, klatki schodowe i łączniki między budynkami. Ale nie czuć tu chaosu ani przesytu. Jest powtarzalność geometryczna, wszystko składa się z prostopa-dłościanów z niewielkim dodatkiem walców. Tyle że pociętych, a potem złożonych w klasycznych proporcjach, w nowoczesnym duchu. Dopiero antyczny amfiteatr pośrodku bloków wyraźnie wskazuje inspiracje rodowitego rzymianina.
Rossi wychował się w przemysłowym Mediolanie, do którego nowe trendy docierały szybciej niż do Rzymu. Zapatrzony był w obrazy ojca surrealizmu Giorgio de Chirico. Fasada jedynego białego budynku Monte Amiaty jest uwspółcześnioną wersją kolumnady namalowanej na jednym z wczesnych płócien mistrza. Biała „stonoga” Rossiego na tle czerwonych „dinozaurów” Aymonino tworzy zresztą podobnie surrealistyczną perspektywę jak na obrazie.
Rossi uważnie przyglądał się temu, co powstawało w Mediolanie. Jego budynek przypomina pierwsze galeriowce z lat 20., ale też powojenne dokonania starszych kolegów.
Tylko z jednego źródełka Carlo i Aldo pili zgodnie. Monte Amiata miała być lepszą wersją marsylskiej Unite d'Habitation Le Corbusiera. Tyle że Aymonino i Rossi chcieli stworzyć mikromiasto nie jak maszynę, a jak sieć organicznych powiązań. Rozbicie Jednostki na pięć budynków miało dohumanizować projekt, stworzyć bardziej komfortową przestrzeń do życia dla dwóch i pół tysiąca mieszkańców.
Architekci otoczyli osiedle zielenią i wypełnili skwerami. Zaprojektowali parking pod głównym placem, umieścili w budynkach biura, sklepy i obiekty użyteczności publicznej z wejściami wprost z przestrzeni wspólnych.
Kompleks, który w latach 70. powstał dla biedoty, dziś zamieszkuje klasa średnia. Jak na peryferie Mediolanu, ceny są słuszne. 170-metrowe, z czterema niewielkimi pokojami, dwoma jeszcze mniejszymi łazienkami, za to wcale pokaźnym balkonem dochodzą do prawie 350 tys. euro. Dzielnica spokojna, bez imigrantów (jak piszą na forach), tuż obok Parku Trenno, największych zielonych płuc miasta, kilkaset metrów od sklepów, stacji metra i przystanków autobusowych.
Monte Amiata ma więcej atutów niż budynki, na których się wzorowała. Pewnie dlatego lepiej przetrwała próbę czasu niż Jednostka mieszkaniowa papieża modernizmu.
Zdjęcia dzięki uprzejmości Francesco Bolis.