Po co pisać historię pawilonu meblowego, który nie był ani najokazalszy, ani najpiękniejszy, ani najbardziej awangardowy? Był nawet nie najbrzydszym modernistycznym klockiem, tyle, że źle urodzonym. Powstały pod koniec lat 60. w okresie odwilży socmodernizmu, w metryce ma więc wpisane PRL, a to w opinii wielu ujmuje mu wartości.
Dom Meblowy Emilia stał się bohaterem książki, dlatego że miał dwa życia. Jedno zaraz po otwarciu, kiedy przez kilka dni jawił się warszawiakom jak sen. Oblegali go póki nie wyprzedano zeń wszystkich mebli. Potem przez kilka lat grywał w filmach jako nowoczesna piękność. Klientom kręcenie zdjęć nie przeszkadzało, bo i tak przeważnie nie było w nim nic do kupienia. Odżył dopiero po obaleniu komuny, gdy zapełnił się meblami, ale na krótko. W końcu zupełnie przygasł przykryty żaluzjami, a potem przysłonięty banerem reklamowym. Historia sklepu i budynku przez lata była nierozerwalna. Nowe życie dał mu przypadek i autorzy książki.
Kilka dni temu skończyły się pożegnania, jakie Emilce zgotowało Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MSN), które miało tu swoją siedzibę przez ostatnie cztery lata. To ono odkryło urodę tego sklepu i przywróciło mu dawny blask. To ono zainicjowało powstanie książki „Emilia. Meble, muzeum, modernizm”, która miała być pamiątką po ostatnim dużym pawilonie PRL-u (a pierwszym Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie), mającym lada chwila zniknąć z ul. Emilii Plater.
Dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej Joanna Mytkowska zapytuje w książce historyków sztuki o przyszły los Emilii. Z trzech rozważanych wariantów: zostawić, przenieść, zburzyć– rozmówcom najbardziej prawdopodobny wydawał się ten ostatni. Wiedzieli, że inwestor planuje postawienie na działce dwustumetrowego biurowca, więc szanse ocalenia pawilonu oceniali raczej marnie.
Przyszłość Emilki stała się jasna kilka dni po premierze książki i na dzień przed 16 maja, tj. terminem zwrócenia budynku właścicielowi. W negocjacjach z magistratem i muzeum inwestor się ugiął i obiecał dołożyć połowę z 24 milionów, żeby wymeldować Emilkę ze swojej działki.
Tak się złożyło, że miejsce na nią było gotowe od dawna. W Parku Świętokrzyskim przewidziano parcelę na oranżerię, jakby stworzoną dla lekkiej, modernistycznej konstrukcji Emilii.
Pawilon ma stanąć na wprost północnego wejścia do Pałacu Kultury, oddzielony drzewami od ul. Świętokrzyskiej. Emilki nie da się przenieść w całości, a jedynie dach, schody i niektóre wykończenia. Resztę trzeba będzie postawić od nowa. Co znajdzie się w pawilonie, mają zdecydować mieszkańcy.
Na publikowanych w książce zdjęciach Mai Wirkus wnętrze Emilki wygląda tak zawodowo, że naprawdę szkoda go burzyć. Trzypiętrowe atria, galerie, schody i otwarte plany podzielone jedynie słupami oferują przestrzeń wystawienniczą porównywalną do berlińskiej Neue Nationalgalerie stworzonej przez Miesa Van der Rohe – ocenia Joanna Mytkowska. Najlepsze cechy pawilonu udało jej się przenieść do nowego gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej zaprojektowanego przez Thomasa Phifera.
Po co ta książka skoro budynek nie zniknie, a tylko zostanie przeniesiony? „Emilia. Meble, muzeum, modernizm” opowiada historię oryginalnego budynku i jej twórców, dzieje domu meblowego, a później siedziby muzeum. Rekonstrukcja jaka ma powstać na placu Defilad, mimo że wierna, będzie nową jakością w zupełnie innej przestrzeni. Zobaczymy czy uda jej się wzbudzić takie emocje jak oryginał i czy za jakiś czas doczeka się podobnej laurki.