Od paru dni wąską kibić bryły można podziwiać bez gorsetu rusztowań. Brudna od spalin zielona halka poszła w kąt, Bałtyk jej więcej nie włoży.
Na razie jeszcze pokrywa go warstwa kurzu, ale w ciepłych promieniach słońca daje już próbkę swoich możliwości. Dzięki temu, że nic nie stoi wyżej w okolicy, w jego oknach odbija się niebo, a słońce w drobinach błyszczącej miki, zatopionej w skorupie elewacji.
Rusztowania odsłoniły jeden z najciekawszych elementów budynku – sześciopiętrowe nadwieszenie nad wejściem od strony Kaponiery. To coś jak atrium, tylko w negatywie. Wycięty, a raczej wybrany po module, obszar wejścia do tej niezwykle nieregularnej bryły.
Bałtyk zbierał dotąd pochwały za wpisanie się w układ urbanistyczny raczej z dalekich perspektyw. Chwalono go za udane domknięcie widoku spod Zamku na Kaponierę, za wypełnienie dziury między Akademią Muzyczną i UAM-em. Choć dzieli je 300 metrów – nawet skala się zgadza. Z Mostu Teatralnego – za smukłą figurę i to wcięcie nad wejściem, jak wciągnięty brzuch odsłaniający pierzeję budynków targowych. Dalej, z początku Winograd – za majaczący wśród drzew zamek, albo miejską górę. Podobnie z Warszawskiej, tylko bardziej wielkomiejsko. Ale dopiero oglądany z bliska Bałtyk zasługuje na najwyższe pochwały dla architektów. To podcięcie nad szerokim chodnikiem potwierdza niepodważalnie, że to budynek zaprojektowany specjalnie na tę okoliczność.
Architekci z MVRDV upiekli tym zabiegiem kilka pieczeni: sugestywnie oznaczyli wejście, i to zapraszające wejście, zrobili miejsce na bulwar przed budynkiem, a do tego stworzyli „odwrócony” taras widokowy. Zamiast na dachu zrobili go na tuż nad ziemią. Wykorzystali fakt, że Kaponiera góruje nad Poznaniem, wystarczy wejść na I, II piętro, żeby zobaczyć starówkę. Z tych miejsc w podcięciu widać najlepiej długą perspektywę Świętego Marcina. Nawet podziały okien są tu rzadsze, żeby nie zasłaniać widoku.
„Bałtyk jest tak bardzo na miejscu, że za chwilę nie będę mógł sobie wyobrazić miasta bez niego” pisał dziesięć miesięcy temu krytyk architektury Jakub Głaz. Co powiedziałby dziś?
Kiedy słońce zajdzie za chmury, budynek jest zimny jak na Bałtyk przystało. Ale nawet wtedy przez szklaną powłokę przeziera pobielony betonowy szkielet. To pionowe i skośne słupy, podtrzymujące nadwieszenie. Dlaczego Holendrzy ich nie ukryli? Dla wielu architektów to wstydliwy element konstrukcyjny, który trzeba zasłonić. To jakby gości restauracji wpuścić do kuchni. Zespół MVRDV jednak nie ma nic przeciw temu, żeby zaglądać im w gary. Mało tego, malując na biało te bebechy budynku, optycznie jeszcze je wydobywa.
Na Bałtyk narzekano, że będzie duży, że przyciężkawy, a masywne skorupy elewacji jeszcze wzmogą ten efekt. Gdy zdjęto rusztowania, krytyka przycichła – dopiero teraz widać lekkość tego budynku. Miejscami zanika, jest przezierny na wskroś, widać przezeń Jowitę, Concordię, nawet Sheratona. Meble, które staną w biurach będą wydawały się być zawieszone w próżni pomiędzy oknami. Ta jego transparentność wizualnie ujmuje mu wielu ton. Tak jak biel słupów nadaje szczerości tej architekturze i lekkości szkieletowi.
Z zewnątrz budynek jest prawie skończony, wewnątrz i wokół nabiera ostatecznego wyglądu. Posadzono już drzewa, glediczje trójcierniowe w betonowych, obłożonych drewnem donicach. Modrzewiem syberyjskim wykładane są szerokie schody tuż przy Concordii, który będą służyły również jako ławki.
Po wejściu do wnętrza, rzuca się w oczy kolor żółty. Lastriko i okładziny ścian w holach windowych są w kolorze ciepłego piasku z plaży w Jastarni. W tym odcieniu jest też drewno na schodach w holu. Jak to zagra z ciemnych szkłem balustrad i czarną stolarką okienną, przekonamy się wkrótce.
Prace wykończeniowe rozpoczęli też już pierwsi najemcy powierzchni w Bałtyku. Część z nich otworzy lokale już za dwa miesiące, tak jak Starbucks, ostatni – dopiero jesienią.
Z ponad 15 tysięcy metrów powierzchni wynajętych jest 85%. Na lokatorów czeka jeszcze całe 12 piętro, pół 10. oraz „ogryzki” na 6 i 7. – Mamy tylu chętnych i tyle zapytań, że przy otwarciu budynku powinniśmy mieć wynajęte już wszystko – twierdzi Michał Włodarczyk, partner Garvestu.